Odkąd z żalem, ale i ekscytacją ostatecznie opuściliśmy Port Elizabeth na Bequia (opowiadanie z żeglowania „Rejs na Dominikę” – możecie przeczytać tutaj), sprawy toczyły się głównie pod dyktando dwóch grup wydarzeń.
a komputer Mikołaja złapał Trojana i trzeba było stawiać system na nowo i oczywiście wcześniej zgrać wszystkie dane na dysk zewnętrzny. Kontynuując:
- UKF ręczna – zepsuta ładowarka,
- UKF stacjonarna - uszkodzony kabel(nie mamy więc komunikacji radiowej z innymi jachtami i służbami brzegowymi),
- dysk zewnętrzny - zepsuta obudowa (czyli dysk ze świeżo zgranymi danymi nieczynny).
- Zasilacz do komputera, ładowarka do baterii/akumulatorków i - już wcześniej - MP3 grajek, po prostu odmówiły współpracy…
Z czasem udało nam się ostatecznie uporać z większością z tych problemów.
Druga grupa wydarzeń to intensywne prace nad jachtem. Zarówno te wymuszone losowo, jak i wcześniej planowane.
W kolejnych etapach żeglugi, YouYou co i rusz zaskakiwała nas mile swoimi możliwościami, nie obyło się jednak bez kilku niemiłych niespodzianek - szczególnie „świeżo wyremontowany” na Trynidadzie silnik dawał nam, lub raczej - nie dawał nam popalić ;) (Widzieliście film z pierwszego odpalenia naszego Yanmara? Jeśli nie, jest tutaj)
Na każdej kolejnej wyspie, na której zatrzymywaliśmy się, miejscowy „guru” od silników miał swoje wytłumaczenie powstałego problemu (zaniku ciśnienia oleju) oraz własne rozwiązania. Aby oszczędzić czasu drogim mechanikom a nam pieniędzy, rozkręcanie silnika i jego podzespołów - a później scalanie wszystkiego - wykonywałem sam, zacząłem to już nawet robić na czas ;)
Na każdej kolejnej wyspie, na której zatrzymywaliśmy się, miejscowy „guru” od silników miał swoje wytłumaczenie powstałego problemu (zaniku ciśnienia oleju) oraz własne rozwiązania. Aby oszczędzić czasu drogim mechanikom a nam pieniędzy, rozkręcanie silnika i jego podzespołów - a później scalanie wszystkiego - wykonywałem sam, zacząłem to już nawet robić na czas ;)
Za każdym razem wypływaliśmy w następny odcinek podróży z silnikiem działającym prawidłowo, a kończyliśmy „bez silnika”.
W efekcie, po wymianie / naprawie / serwisie / sprawdzeniu (kolejność dowolna) wszystkich niemalże elementów systemu i wielu konsultacjach (m.in. telefonicznie z Tatą Patrycji), oraz kilku „rozbiórkach” i scaleniach silnika - nasz mikroskopijny Yanmar przemówił wreszcie ludzkim głosem i dogadaliśmy się ostatecznie – postanowiliśmy nie robić sobie już więcej problemów nawzajem ;) Niezależnie od wszystkiego nabyliśmy okazyjnie ¾ drugiego silnika na części zamienne ;) - nie lada gratka zważywszy na wiek i unikalność silnika.
W efekcie, po wymianie / naprawie / serwisie / sprawdzeniu (kolejność dowolna) wszystkich niemalże elementów systemu i wielu konsultacjach (m.in. telefonicznie z Tatą Patrycji), oraz kilku „rozbiórkach” i scaleniach silnika - nasz mikroskopijny Yanmar przemówił wreszcie ludzkim głosem i dogadaliśmy się ostatecznie – postanowiliśmy nie robić sobie już więcej problemów nawzajem ;) Niezależnie od wszystkiego nabyliśmy okazyjnie ¾ drugiego silnika na części zamienne ;) - nie lada gratka zważywszy na wiek i unikalność silnika.
Lista prac nad jachtem obejmowała także:
- szycie żagli (a raczej ich przeszywanie po szwach i wzmacnianie oraz kilka napraw – w sumie wiele godzin „walki” na 2 zmiany),
- zaprawki na kadłubie i pokładzie (głównie drobnych obtłuczeń powstałych wskutek rocznego już prawie życia na jachcie, z czego pół roku w wodzie),
- położenie kolejnych warstw lakieru na niemal wszystkie drewniane elementy na pokładzie i w kokpicie,
- remont naszego „nowego” bączka (zapraszamy niebawem do działu PHOTOSTORY),
- wykonanie nowych sztorcklap, czyli drzwi do domu i warsztatu ;),
- wykonanie łoża do przechowywania bączka na pokładzie,
- serwis rollera genuy i regulacja riggingu (czyli olinowania stałego),
- modyfikacja urządzenia sterowego (niejako wymuszona),
a w wolnych chwilach także:
- szycie pokrowców na poduszki (mamy maszynę do szycia na korbę!),
- wykonanie drewnianej półki pod UKF-kę,
- modyfikacja systemu automatycznej pompy zęzowej,
- naprawa/odbudowa suwklapy kabiny rufowej,
- naprawa luku nad kabiną dziobową
i inne (patrz grupa pierwsza) :)) Uff! Piękne te „wakacje” na Karaibach! :)))
A jednak, piękne! Choć mocno zapracowane :)
Dominika 4–20.05.2009
Wyspa zachwyciła nas niezliczonym bogactwem dorodnych owoców i warzyw
oraz bujnej, wszechobecnej dzikiej zieleni.
Ludzie żyją tam przeważnie bardzo skromnie, są bardzo przyjaźni i otwarci. Zdecydowaną część wyspy pokrywają uprawy i plantacje. Rybołówstwo odgrywa tutaj prawie nieistotną rolę. Dominika znana jest także z setek gatunków ptaków w tym dwóch papug, niespotykanych nigdzie indziej (papuga jest nawet na fladze narodowej Dominiki) oraz wycieczek łodziami w górę rzek z miejscowymi przewodnikami.
oraz bujnej, wszechobecnej dzikiej zieleni.
Ludzie żyją tam przeważnie bardzo skromnie, są bardzo przyjaźni i otwarci. Zdecydowaną część wyspy pokrywają uprawy i plantacje. Rybołówstwo odgrywa tutaj prawie nieistotną rolę. Dominika znana jest także z setek gatunków ptaków w tym dwóch papug, niespotykanych nigdzie indziej (papuga jest nawet na fladze narodowej Dominiki) oraz wycieczek łodziami w górę rzek z miejscowymi przewodnikami.
YouYou rzuciła kotwicę w zatoce Prince Rupert Bay, w północnej części wyspy, niemalże u podnóża wulkanu…
Niestety już od Trynidadu nasz aparat konał powoli i coraz częściej odmawiał współpracy, by poddać się ostatecznie (?) w czasie rejsu na Dominikę… nie mamy zatem wielu zdjęć z tamtego okresu… Później jednak, udało się nam przywrócić go do życia kilkukrotnie wiec zrobiliśmy kilka ujęć z tej wspaniałej wyspy :)
Wiem, to nie takie proporcje powinny obowiązywać w podróżowaniu jachtem ;) No cóż, my pocieszamy się, że to jest nowy dla nas jacht i cały czas trwa jeszcze „dziewicza podróż” - rejs w którym wychodzą wszystkie usterki. Po ich usunięciu nic szczególnego nie powinno się już pojawiać :) i wtedy już w pełni będziemy mogli oddać się zwiedzaniu :)
Drugiego dnia pobytu przenieśliśmy jacht z dala od tłocznego północnego kotwicowiska (na przeciwko Portsmouth), do południowej części zatoki, odludnej i spokojnej.
Na trzech metrach kryształowo czystej wody, w odległości może 50 metrów od plaży zaryliśmy naszą główną kotwicę CQR w finezyjnie wyrzeźbione, piaszczyste dno. 50 metrów dalej stał na kotwicy jeszcze jeden jacht, pod brazylijską banderą.
Przed nami rozciągała się piękna plaża z ciemnym, drobnym piaskiem, wysokimi palmami oraz kilka zabudowań pobliskiego resortu. W oddali strzelające w chmury szczyty Dominiki…
Wygląda na to, że teraz znaleźliśmy właściwe miejsce :)
Na trzech metrach kryształowo czystej wody, w odległości może 50 metrów od plaży zaryliśmy naszą główną kotwicę CQR w finezyjnie wyrzeźbione, piaszczyste dno. 50 metrów dalej stał na kotwicy jeszcze jeden jacht, pod brazylijską banderą.
Przed nami rozciągała się piękna plaża z ciemnym, drobnym piaskiem, wysokimi palmami oraz kilka zabudowań pobliskiego resortu. W oddali strzelające w chmury szczyty Dominiki…
Wygląda na to, że teraz znaleźliśmy właściwe miejsce :)
Będąc jeszcze w Brazylii kupili „na spółkę” przez Internet jacht na Karaibach! Wkrótce po tym przylecieli na St. Martin, by przygotować go do podboju Wysp Nawietrznych :)
Załoga jachtu Alma Livre to doskonały zestaw przygodowy: Kapitan Danilo, Kuk Daniel i Muzyk Gabriel. Podróżują nieśpiesznie od wyspy do wyspy i zwiedzają ile można. Spędziliśmy wspólnie kilka bardzo miłych chwil a spotkania wypełnione były muzyką na żywo (wariacje na flet i gitarę) i żywymi dyskusjami o wolności, szczęściu, wyborach życiowych, muzyce brazylijskiej, nurkowaniu, żeglowaniu i przygodzie…
Jak się dowiedzieliśmy, chłopaki mają w planach spędzić sezon na Karaibach a następnie przypuścić szturm na Europę Północną! Możecie śledzić ich poczynania na http://www.projetoamices.com/
silnik na jachcie naprawiony (…) z pomocą miejscowego mechanika, żagle poszyte, częściowo rozwiązane problemy sprzętowe, woda zatankowana a zaprowiantowanie wypełniło hamaki i szafki. Wygląda na to, że jesteśmy gotowi do drogi! Wreszcie mogliśmy spokojnie coś zwiedzić :)
Wybraliśmy się natomiast piechotą na pobliski wulkan. (Zapraszamy do PHOTOSTORY z wycieczki niebawem).
Była to nasza jedyna eskapada po wyspie. Czas gonił nieubłaganie – spędziliśmy na Dominice w sumie ponad dwa tygodnie a zamierzaliśmy zatrzymać się tylko na dwa dni…
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ